blog o gołębiach

Szarik

Rasa / gatunek: gołąb miejski

Płeć: Nie wiadomo

Data wylądowania w Chatce: 2019.03

Data wypuszczenia z Chatki: 2019.05

Zawsze byłam zwolenniczką krukowatych. Są uważane za jedne z najmądrzejszych ptaków. Gołębie traktowałam z przymrużeniem oka - przecież nie są zbyt inteligentne, cały czas siadają ludziom na parapetach i zostawiają nieczystości, najczęściej padają ofiarami pojazdów oraz zwierzęcych drapieżników, rzucają się na jakiekolwiek jedzenie, chociażby stary, wyschnięty chleb i jedzą do upadłego. Ale moja opinia na temat tych ptaków bardzo zmieniła się gdy znalazłam gołębia w potrzebie.
Obserwowałam stado gołębi, kręcące się obok przystanku autobusowego, z którego miałam w zwyczaju wracać po szkole do domu. Wszystkie gołębie oprócz jednego, tego wyjątkowego ;), zajadały ziarna, wyrzucone przez balkon przez pewną dobrą starszą panią. Ten jeden wyjątkowy siedział samotnie w krzakach. Gołębie często siadają na trawce, szczególnie w ładne dni, ale coś intuicyjnie powiedziało mi, że ten gołąb ma jakiś problem. I rzeczywiście po zbliżeniu się do niego na dystans mniejszy niż pół metra, biedaczyna próbował uciekać, ale cały czas potykał się i wywracał. Został złapany (bardzo nieudolnie, gdyż była to moja pierwsza ptasia łapanka) i zabrany do mojego mieszkania.
No i co teraz z nim zrobić? Nie miałam zielonego pojęcia o chorobach gołębi, nie wiedziałam kogo spytać o pomoc. Dlatego pierwszym wyborem był osiedlowy weterynarz, do którego zawsze chodziłam z moim psem. Gołąb został przez niego zbadany i weterynarz nie stwierdził żadnych złamań. Optymistyczna wiadomość? No nie do końca. Bo z gołębiem cały czas było coś nie tak, ale weterynarz nie potrafił tego zdiagnozować.
Gołąb przez następny tydzień miał problemy z utrzymaniem równowagi, wywracał się przy próbach napicia się wody lub zjedzenia ziarna, nie mówiąc już o tym, że nie był w stanie przejść dwóch kroków.
Postanowiłam działać na własną rękę i poszperałam trochę na Internecie. Bardzo użyteczną stroną, którą znalazłam było amerykańskie Palomacy. Dużo informacji na temat troski nad znalezionym gołębiem - jakie ziarna mu podawać, jaką klatkę zapewnić, jak go leczyć. No ale pojawił się problem - w podpunkcie, mówiącym jak leczyć takiego gołębia napisane było, żeby po prostu zawieźć go do najbliższego centrum rehabilitacji ptactwa. Ale gdzie ja coś takiego znajdę w Polsce?
Wtedy znalazłam Gruszętnik. Jurek, głównodowodzący Gruszętnikiem, udzielił mi szczegółowych informacji na temat możliwych chorób, które może mieć gołąb. Polecił też ptasiego weterynarza w Krakowie, który ma doświadczenie w zajmowaniu się dzikimi ptakami (Agata Blusiewicz w Abwet).
W Abwet gołąb został jeszcze raz przebadany. Nie stwierdzono żadnych złamań. Ptak mógł swobodnie latać po gabinecie. Zostały podane mu leki na pasożyty i zalecono mi, żebym przetrzymała go jeszcze przez tydzień.
Więc co tak naprawdę było nie tak z tym gołębiem? Nie wiadomo. Był u mnie przez ponad miesiąc i przez ten czas jego stan bardzo się polepszył. Po przebadaniu w Abwet, gdy już wiedziałam, że jest zdrowy, przyszedł czas na pożegnanie się z nim. Został wypuszczony w tym miejscu gdzie go znalazłam. Od razu pofrunął do swojego stada.
Szarik był kochanym zwierzęciem. Zrobiłam mu małą budkę z kartonu, wyściełaną papierem kuchennym, w której bardzo lubił się chować. Naturalnie bał się mnie, szczególnie jak za szybko wywijałam rękami, zbyt uważanie przypatrywałam się mu lub naruszałam jego przestrzeń (kartonowy domek). Ale była też w nim duża ciekawość. Gdy udawałam, że go nie widzę, robiłam coś przy komputerze lub po prostu spałam, gołąb wychodził ze swojej budki i patrzył się na mnie. Bardzo lubił gdy karmiłam go łuskanym słonecznikiem lub orzechami włoskimi. Szybko przyzwyczaił się do mojego psa - gołąb stał na dywanie, pies leżał obok w kojcu i tak patrzyli na siebie. 🙂 Poniszczył mi wszystkie ulubione fiołki afrykańskie, ale nie miałam mu tego za złe! To naprawdę było kochane zwierzę!

Cofnij